środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział trzeci: Wioska Marzeń

Elizabeth Gray skończyła się szybciej, niż można się było tego spodziewać. Z jednej strony czułam ulgę, ponieważ ciepło bijące od rozgrzanego asfaltu po kilku godzinach było już nie do zniesienia. Z drugiej zaś... Ogarnęła mnie dziwna pustka. Żałowałam, że nie mogłam zostać choć trochę dłużej w tamtej niezwykłej wiosce, w której każdy dzień przepełniony był słodkim lenistwem i niebywałym absurdem. Zeszliśmy na piaszczystą drogę, która zwężała się w zatrważającym tempie. Małe drobinki wzbijały się w powietrze z każdym moim krokiem i osiadały na ubraniach sprawiając, że czułam się brudna.
- To na pewno właściwa droga? - zapytałam nieśmiało, gdy ścieżka się skończyła. Rin zagryzł delikatnie dolną wargę i przez chwilę milczał, co utwierdziło mnie w przekonaniu, iż błądziliśmy. Szkoda, że nie mogliśmy wzbić się na kontroli ducha niczym ptaki. Szybując zapewne zdecydowanie szybciej odnaleźlibyśmy cel naszej wędrówki. Nikt tak naprawdę do końca nie wiedział, czemu kontrole ducha pękały powyżej pewnej wysokości. Faktem jednak było to, że nie mogliśmy polecieć.
- Każda droga dokądś prowadzi - uznał w końcu chłopak, łapiąc moją dłoń. Pociągnął mnie w wysoką trawę. Oset boleśnie ranił moje łydki, przez co mimowolnie krzywiłam się przy każdym ruchu. Słońce powoli znikało za horyzontem i jedynym pocieszeniem była dla mnie świadomość, że temperatura niedługo zacznie spadać. Wreszcie będzie czym oddychać. - Musimy znaleźć miejsce odpowiednie na nocleg - powiedział. Skinęłam głową, choć szaman z pewnością tego nie dostrzegł. Zarośla długo nie ustępowały. Zdążyło się całkiem ściemnić, zanim udało nam się znaleźć niedużą łąkę, przylegającą do lasu liściastego. Kiedy tylko stanęliśmy, zdjęłam plecak i wyciągnęłam z niego butelkę wody. Wiedziałam, że musi mi wystarczyć zaledwie kilka niewielkich łyków. Po częściowym zaspokojeniu swojego pragnienia, wyjęłam z plecaka kwadratowe, poszarpane, szare prześcieradło. Byłam pewna, że mi się przyda, dlatego nie żałowałam, że zabrałam je ze sobą. Rozciągnęłam je na ziemi i usiadłam. Moje nogi pulsowały tępym bólem. Jęknęłam cicho, gdy coś niespodziewanie uderzyło w moje ramię. Rin siadł obok mnie. Okazało się, że rzucił batonikiem.
- Skąd to masz? - zapytałam z lekkim niedowierzaniem, obracając słodkość w dłoniach. Byłam pewna, że od kilku miesięcy nie można ich nigdzie dostać.
- Udało mi się je zdobyć zaraz po koronacji i oszczędzałem. Data ważności minęła kilka dni temu, ale myślę, że nic się nam po nich nie stanie... Powinniśmy je zjeść teraz, tylko uważaj, czekolada na pewno mocno rozpuściła się w tym upale - uznał, powoli odwijając folię ze swojego batonika. Zrobiłam to samo. Co prawda zawartość opakowania przypominała bardziej zupę czekoladową z orzechami i karmelem, ale nie zamierzałam na nic narzekać. Taki zastrzyk energii w naszej sytuacji był czymś na wagę złota, trudności sprawiało tylko spożycie produktu. Wylizałam opakowanie i schowałam je do torby. Rin zachichotał cicho, co wprawiło mnie w lekką konsternację.
- Coś nie tak? - zapytałam, rumieniąc się lekko. Chłopak pokręcił gwałtownie głową i zbliżył się na tyle, aby widziała jego zadziorny uśmiech pomimo panujących dookoła ciemności.
- Upaćkałaś się tylko... Teraz jesteś jeszcze bardziej słodka - stwierdził, nachylając się nieznacznie i... I zlizał czekoladę z mojego policzka. Poczułam silne zakłopotanie, moje serce natychmiast przyśpieszyło, cofnęłam się w odruchu obronnym.
- M-mogłam się sama wytrzeć - wybełkotałam, przecierając wierzchem dłoni naznaczone śliną lico. Szaman zaśmiał się jeszcze głośniej i ułożył na prowizorycznym posłaniu. Tej nocy... ciężko mi było zasnąć.
***
Rankiem udało nam się odnaleźć wartki strumyczek. Woda była na szczęście nieskazitelnie czysta, więc bez wahania napełniliśmy nią swoje butelki i zaspokoiliśmy w pełni nasze pragnienie. Zdołałam nawet nieco się obmyć, wykorzystując do tego skrawek wysłużonej szmatki.
- Powinniśmy iść wzdłuż rzeczki, tak będzie najrozsądniej - powiedział szaman, rozglądając się bacznie dookoła. - Musi przepływać przez jakąś miejscowość, w której moglibyśmy uzupełnić swoje zapasy i zapytać kogoś o drogę. - Nie sądziłam, aby ktokolwiek wiedział, jak dojść do Homury, ale trzymanie się wody rzeczywiście wydawało mi się być najbezpieczniejszym rozwiązaniem. W porównaniu do wczoraj poruszaliśmy się zdecydowanie wolniej. Trochę mnie to niepokoiło. Może źle zrobiliśmy, że zdecydowaliśmy się opuścić Elizabeth Gray? Może ja źle zrobiłam? Możliwe, że... Moje życie nie znaczyło zbyt wiele, ale naprawdę je lubiłam. Lubiłam żyć. 
- Mogłabyś się od czasu do czasu odezwać, wiesz? - zagaił chłopak, obejmując mnie ramieniem. Znowu się zarumieniłam. Nie potrafiłam przyzwyczaić się do tego, z jaką swobodą naruszał on moją przestrzeń osobistą.
- Nie wiem, co powinnam powiedzieć - uznałam cicho, wpatrując się w czubki wysłużonych trampek, które dosyć niedbale naciągnęłam na nogi. Trawa rosnąca przy brzegu strumyka miała piękny, soczysty kolor. Była też niesamowicie miękka i jedwabista. Delikatnie łaskotała po kostkach, co w pewnym momencie wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy. 
- Może powinnaś powiedzieć, co ci tak wesoło, hmmm? - Nie miałam pojęcia, skąd Rin wiedział, że kąciki moich ust uniosły się lekko do góry, w końcu nie widział mojej twarzy, nie zaniepokoiło mnie to jednak. 
- Po prostu... podobają mi się te źdźbła trawy, wiesz?
Młodzieniec pokręcił głową z politowaniem i przytulił mnie mocniej do siebie, wtedy właśnie poczułam silne szarpnięcie. Coś zaczęło przyciskać mnie do ziemi, obraz rozmazał się w ciągu kilku sekund. Zebrało mi się na mdłości, wszystko wokół mnie wirowało, wywołując nieprzyjemne uczucie zagubienia i dezorientacji. Uczepiłam się bluzki chłopaka najsilniej, jak tylko potrafiłam. Nie chciałam, aby rozdzieliło nas przy teleportacji. Zamknęłam oczy i cierpliwie czekałam, aż procedura przeniesienia dobiegnie końca. Gdy poczułam twardy, pewny grunt pod stopami, uchyliłam powieki. Rin zmielił pod nosem przekleństwo i puścił mnie ostrożnie.
- Świetnie, dlaczego akurat teraz?! - zapytał ze złością, schodząc z wybrukowanej drogi, na której wylądowaliśmy. Ja również usunęłam się na chodnik wyłożony betonowymi płytami. Musieliśmy przekroczyć strefę czasową, ponieważ tutaj panował już mrok. Nie miałam pojęcia, gdzie się znaleźliśmy, ale miejsce wyglądało na wyjątkowo czarujące. Ze stojących w równym rzędzie latarni sączyło się delikatne światło, które otulało swoją poświatą malownicze kamienice. Drogę i chodnik oddzielał szereg marmurowych donic, w których posadzono piękne, rozłożyste, niebieskie kwiaty. W zasięgu mojego wzroku znajdywało się też kilka zadbanych ławeczek, a także jedna fontanna w kształcie serca, z którego do góry wytryskiwała woda, podświetlana granatowymi neonami. 
- Przynajmniej... Będziemy mogli teraz uzupełnić nasze zapasy... - uznałam niepewnie, podchodząc bliżej Rina. Miałam nadzieję, że jego kiepski humor pryśnie tak szybko, jak się pojawił. Nie zdążyłam się jednak nad tym dłużej zastanowić, ponieważ podeszła do nas niska brunetka o jasnej niczym śnieg skórze. Ubrana była w długie, błękitne poncho, które podkreślało kolor jej oczu.
- Nie musicie o nic się obwiać, kochani... - stwierdziła słodkim, melodyjnym głosem. - Witam was w Wiosce Marzeń.

1 komentarz:

  1. To jest piękne. Masz to kończyć. Czemu tego nie kończysz, co? '3' Nic mnie nie obchodzi, że nie masz kiedy, pisz dalej. xD
    "On" to chyba nie Haoś, com? To mało rzeczywiste. xD Ale i tak chcę Haosia. No i bohaterka jest taka Różyczkowata~~ <3 A Rin to inspiracja po Free?...

    OdpowiedzUsuń