Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju przez kilka następnych dni. Nie wspominając już o tym, że sytuacja nie uległa chociażby najmniejszej poprawie. Westchnąłem ciężko i przewróciłem się ze zrezygnowaniem na drugi bok. Jakby Turniej Szamanów nie był dla mnie wystarczającym zmartwieniem. Anna nie raczyła skomentować zaistniałego zdarzenia, co przyjąłem z niemałą ulgą. Tamao jednak unikała mnie, jak tylko mogła i nie udało mi się z nią szczerze porozmawiać. Czułem, że byłem w stosunku do niej w pewien sposób nie w porządku. W końcu z Tamamurą znaliśmy się od najmłodszych lat. Zawsze mnie wspierała, pomagała mi i nigdy nie oczekiwała niczego w zamian. Miałem niemiłe wrażenie, że odkąd pojechałem do Tokio, zacząłem ją zaniedbywać. Nie miałem dla niej czasu, rzadko z nią rozmawiałem, często za to obiecywałem, że coś dla niej zrobię, a później o tym zapominałem.
- Jestem beznadziejny - stwierdziłem, zamykając zmęczone oczy. Od tego całego miłosnego wyznania nie sypiałem najlepiej. Choć byłem pewien, że wszystko na pewno wkrótce pomyślnie się rozwiąże, naprawdę się przejąłem. - A może jednak lepiej będzie udawać, że nic się nie stało? - zaproponowałem, rzucając pytające spojrzenie w stronę Amidamaru, który unosił się delikatnie przy oknie i patrzył na Króla Dusz dosyć nieobecnym wzrokiem. Chyba mnie jednak słuchał...
- Ignorowanie problemu, nie rozwiązuje go, przyjacielu - stwierdził, spoglądając w końcu na mnie. Uśmiechnął się pocieszająco. Rany, dlaczego ten problem nie mógł się rzeczywiście sam rozwiązać?! A ja naiwny sądziłem, że dzięki temu, iż rodzina sama wybrała mi narzeczoną, uda mi się uniknąć takich niekomfortowych sytuacji.
- Niezależnie od tego, czy Tamao tego chce, czy nie, faktycznie muszę się z nią w najbliższym czasie rozmówić. W końcu nam obojgu chyba zależy na tym, żeby nasze relacje nie uległy pogorszeniu, prawda? Więc z pewnością nie będzie tak źle. - Świadomość tego, że czeka mnie taka rozmowa, sprawiała, że czułem niemiły uścisk w żołądku. - Nie ma na co zwlekać i tego dalej odkładać. - Wstałem z posłania i otrzepałem swoje przykurzone ubrania.
- Jestem pewien, że wszystko się jakoś ułoży, powodzenia... - Duch zniknął, nie miałem jednak teraz głowy, aby zastanawiać się nad tym, dokąd się udał.
Miałem wrażenie, że powodzenie zdecydowanie będzie mi potrzebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz