piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział drugi: Wyprawa po śmierć

- Możemy porozmawiać? - Było późne popołudnie, gdy Rin wszedł do sypialni, którą zajmowałam. Speszyłam się nieco tą nagłą wizytą. Czego mógł ode mnie chcieć o takiej porze? Skończyłam już pracę, czyżbym zrobiła coś nie tak? Ubrania były źle poskładane? Na meblach wciąż zalegał kurz? W sumie... Nie zdziwiłabym się. Utrzymanie porządku w takim domu było prawie niemożliwe.
Skinęłam niepewnie głową i oparłam się nieporadnie o komodę, stojącą przy łóżku.
- Świetnie. - Szaman przeszedł przez pomieszczenie i opadł miękko na wysłużony, zapadający się fotel. - Co tak sterczysz? Usiądź... - Rin był... Raczej bezpośrednią osobą. To nie tak, że go nie lubiłam. Dużo mówił, często był przy tym uszczypliwy, czasem jednak miło się go słuchało. On się wypowiadał, a ja milczałam. Można powiedzieć, że odpowiadał mi taki układ.
Przysiadłam na skraju łóżka, zastanawiając się, co tym razem wymyślił.
- Chciałbym, żebyś poszła ze mną do Homury, mam dość siedzenia na tyłku i czekania na to, aż samo mnie przeniesie.
Nie potrzebowałam czasu na przemyślenia. Pokręciłam gwałtownie głową, zaciskając delikatnie palce na swoich kolanach. Nigdy w życiu nie wybiorę się do Homury. Nie miałam jeszcze myśli samobójczych. Na Elizabeth Gray było dobrze, nawet bardzo. Owszem, czasem brakowało mi przyjaciół. Czasem brakowało mi jego, ale miałam świadomość tego, że ta wyprawa nic by mi nie dała. Nie zdążyłabym się z nikim spotkać, od razu zostałabym unicestwiona. I to zapewne dosyć boleśnie.
- Samo nie przenosi nikogo. To Król decyduje, kto znajdzie się w Homurze, jeśli jeszcze cię nie przeniósł, to może...
- Skończ - warknął chłopak, posyłając mi gniewne spojrzenie, które złagodniało po dłuższej chwili. Wiedziałam, dlaczego się zdenerwował i doskonale to rozumiałam. Rin był wspaniałym szamanem. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej woli walki i pasji, która błyszczała w jego oczach podczas każdego pojedynku. Na pewno nie czuł się dobrze ze świadomością, że Król wciąż go nie wybrał. - Posłuchaj... - zaczął, wstając z fotela. Już wiedziałam, że to nie wróży dla mnie nic dobrego. - Może i Król nas jeszcze nie przeniósł, ale to wcale nie znaczy, że nie możemy tam iść. Jestem pewien, że ta sprawa ma się zgoła inaczej. - Stanął nade mną, a ja momentalnie spuściłam wzrok. Nie lubiłam, gdy tak robił, czułam się wtedy osaczona. - Jak sama wiesz, było już kilka takich przypadków, w których Król specjalnie zostawiał szamanów w spokoju, ażeby sami dostali się do Homury. Podróż pozwalała im się rozwinąć, dawała czas na rozmyślenia o decyzji, którą podjęli i...
- Masz rację, Rin - przerwałam mu nagle, ponieważ nasze nogi otarły się o siebie i  nieco spanikowałam. Poczułam, że moje policzki delikatnie różowieją. - Jestem pewna, że Król przyjąłby cię do Homury, gdybyś tylko się tam zjawił.
- A widzisz! - uznał triumfalnie, klaszcząc w dłonie. - Cieszę się, że podzielasz moje zdanie. - Odsunął się ode mnie, dzięki czemu mogłam odetchnąć z ulgą.
- Tak, ale ja nie pójdę z tobą, ponieważ w Homurze... Może spotkać mnie tylko śmierć - stwierdziłam z delikatną nutką goryczy w głosie. To było jednak przykre. Dobrze wiedziałam, że wszyscy z moich starych przyjaciół dostali się do Homury. I równie dobrze wiedziałam, że sama... Nie mam tam czego szukać.
- Nie przesadzaj. Nie jest z tobą AŻ TAK źle. Owszem, jesteś dosyć nieporadna i strasznie ślamazarna, co bardzo często doprowadza do szału, ale jednak... Naprawdę pomocna z ciebie duszyczka. - Uśmiechnął się ciepło i pogłaskał mnie po głowie. Moje serce zabiło mocniej. Niech już sobie pójdzie. - Tylko twoje włosy mają taki wkurzający kolor.
- Ja... Ja nie wiem. Nie chcę tam iść... - uznałam niepewnie, czując niemiły ucisk w żołądku. Zabierz rękę. 
- Chcesz... Przecież tam są wszyscy twoi przyjaciele...
- Skąd wiesz? Przecież nigdy ci o nich nie wspominałam. - To było niepokojące. Jeśli wcześniej czułam się  osaczona, to teraz... Trudno było opisać to, co działo się w moim wnętrzu. Chłopak posiadał jakąś moc, która dawała mu nade mną znaczą przewagę, a ja... Nie wiedziałam, na czym ona polega. 
- Przestań, nie działaj na mnie swoim furyoku... - poprosiłam cicho, a moje ciało delikatnie zadrżało. Nie dotykaj mnie, nie należę do ciebie. Nie jestem twoją zabawką.
- Nijak na ciebie nie działam, iskiereczko. Próbuję cię tylko przekonać...
- Przecież czuję. - Coraz ciężej było mi oddychać. Do czego to wszystko prowadziło? Co Rin tak naprawdę mógł mi zrobić, jeśli się nie zgodzę?
- Hmmm? Coś nie tak? Faktycznie, strasznie tu duszno...
- Dobrze... Dobrze, pójdę - uznałam w końcu, gdy zrobiło mi się ciemno przed oczyma. Rudowłosy cofnął się gwałtownie i przeczesał swoją grzywkę palcami, nie wyglądał jednak na zadowolonego.
- Wybacz, czasem mnie ponosi.
***
Gdyby nie fakt, że wciąż znajdywałam się na Elizabeth Gray, zapewne uznałabym, iż moja decyzja o pójściu do Homury jest co najmniej absurdalna. Tutaj jednak nawet największa anomalia stawała się czymś normalnym i oczywistym. Rin już więcej nie naciskał, miałam szansę się wycofać, a jednak tego nie zrobiłam. Być może miałam mimo wszystko nadzieję, że uda mi się jakimś cudem go spotkać.
Pakowanie poszło mi całkiem sprawie, w końcu nie posiadałam zbyt wielu rzeczy. Tutaj prawie wszystko było wspólne. Chłopak czekał na mnie przed wejściem do domu. Jego dobytek również zmieścił się w niewielkim, podręcznym plecaku. Nasz ekwipunek był więc skromny. Zaczęłam wątpić w to, czy uda nam się gdziekolwiek dojść. 
- Chodźmy - poprosił, obejmując mnie ramieniem. Poczułam, że moje policzki zaczynają nieznacznie piec. Był wczesny ranek, powoli zaczynało świtać. Temperatura była całkiem znośna. Kilka kotów hasało wesoło po podwórku, najwyraźniej zupełnie nie przejmując się wczesną porą. Miałam to zostawić. Zostawić na zawsze. Wiedziałam, że już nie uda mi się wrócić. Wyszliśmy przez furtkę, a stare zawiasy zaskrzypiały głośno, jakby chciały zakomunikować wszystkich mieszkańców, że oto postanowiliśmy opuścić to miejsce. Nagle poczułam się tak, jakby wszyscy nas obserwowali, chociaż w pustych wnękach, które służyły za okna, nikogo nie było. Elizabeth Gray rozciągała się przed nami - wąska i bardzo kręta. Prowadziła mocno w dół, z czego niezwykle się cieszyłam. Później zapewne będzie już tylko coraz gorzej. 
- Ale... Wiesz gdzie powinniśmy się kierować, prawda? - zapytałam nieśmiało Rina, ponieważ ten przez dłuższą chwilę stał w miejscu, co dawało mi niemiłe wrażenie, że nie ma zielonego pojęcia, jak powinniśmy iść.
- Oczywiście, że wiem... - prychnął z mocno wyczuwalną urazą, po czym uśmiechnął się zadziornie. - Ze mną nie zginiesz, a nawet jeśli, to łatwo cię znajdę. Twoje włosy widać z odległości kilku kilometrów. - Jakoś mnie to nie śmieszyło. Ruszyliśmy powoli ku nieznanemu. Dopadła mnie mocna ekscytacja. Co nas spotka? Z jakimi przeciwnościami losu przyjdzie nam się zmierzyć? I czy w ogóle uda nam się dotrzeć do celu? Być może... Była to wyprawa tylko i wyłącznie po śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz