Zawsze sądziłem, że słowa "kocham cię" potrafią ucieszyć niezależnie od sytuacji, czasu i miejsca. Szczególnie, jeśli są skierowane do nas samych. Teraz jednak... Nie potrafiłem jednoznacznie określić, co dzieje się w moim wnętrzu. Abstrakcja. Zupełne oderwanie od rzeczywistości. Coś niepojętego. Po dłuższej chwili znalazłem właściwe określenie - zmieszanie! Dezorientacja! Co ja do cholery jasnej mam odpowiedzieć? Od samego początku zdawałem sobie sprawę z tego, w jak bardzo niekomfortowym znajduję się położeniu, miałem jednak nadzieję, że uda mi się to odpowiednio rozegrać... W końcu od jakiegoś czasu byłem świadomy tego, że taka sytuacja może mieć w końcu miejsce. Chociaż liczyłem na to, że tak się jednak nie stanie. Odetchnąłem głęboko, cisza nie tylko dla mnie była obecnie uciążliwa. Proszę, niech uda się to, co wymyśliłem!
- Ja też cię kocham... W końcu jesteś dla mnie jak siostra. Znamy się od dziecka - uznałem, uśmiechając się wesoło. Błagam, niech to zadziała! Niech ona nie brnie dalej. To była najbardziej bezpieczna odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy.
Tamao była oczywiście bardzo zaczerwieniona, błądziła wzrokiem po całym pomieszczeniu, skutecznie omijając jedynie moją sylwetkę. Jej zdenerwowanie i zagubienie były widoczne jak na dłoni. Zresztą ja sam nie czułem się inaczej.
- Ja... Nie o taką miłość mi chodziło. Ja kocham Yoh-samę w inny... - wyszeptała, spuszczając głowę w dół. Poczułem, jak strach ściska mnie za serce. Co zrobi z tym Anna, jak wróci?! Blondynka od samego początku wiedziała o tym, że Tamamura darzy mnie nieco głębszym uczuciem i cierpliwie to tolerowała, ponieważ różowowłosa wykazywała wysoką powściągliwość w swoich działaniach, ale teraz? Poczułem, że niezależnie od tego, co powiem, będę musiał coś stracić i wcale mi się to nie podobało.
- Tamao-chan... - zacząłem ostrożnie, gorączkowo myśląc o tym, jakich słów użyć, żeby nie zranić dziewczyny. O ile to w ogóle było możliwe. - To... To się nie uda. Mam narzeczoną. Nie zrozum mnie źle. Bardzo cię lubię, jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - Zrobiłem krok naprzód, żeby przytulić wizjonerkę. Cofnęła się gwałtownie i skłoniła dosyć koślawo.
- Bardzo przepraszam! - wyszlochała i wybiegła z pokoju, nie zamykając nawet drzwi. Jęknąłem męczeńsko i podrapałem się z zakłopotaniem po potylicy. Amidamaru pojawił się tuż obok mnie, on również miał skwaszoną minę.
- I co teraz zrobisz, przyjacielu?
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia - stwierdziłem, przymykając nieznacznie oczy. - Boję się reakcji Anny, a na dodatek nie wiem, jak to rozegrać, żeby moje relacje z Tamao się nie pogorszyły. - Niby niecałe trzy minuty, a jak potrafiły pokomplikować człowiekowi życie? Czułem się fatalnie. To była jedna z tych niewielu sytuacji, w których nie potrafiłem dostrzec jakiś jasnych stron.
- Może Anna-sama nie przejmie się tym tak bardzo? Chyba nigdy nie traktowała Tamao jako realnej rywalki - uznał duch, krzyżując ręce na potężnej piersi. - Chociaż niezbadane są myśli i czyny kobiece, ciężko przewidzieć, do czego zdolne mogą być te istoty.
- Ano właśnie - uznałem, uśmiechając się delikatnie. - Chociaż też wydaje mi się, że Anny nie jest osobą, która przejmuje się takimi sytuacjami. - Wtedy choć jeden problem byłby z głowy. - Ale zraniłem Tamao i nie wiem, co z tym fantem zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz